Czy umiem pościć?

„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Ty tego nie uznałeś?” (Iz 58, 1-9a)

Co nazywam postem?
Mam swoje wyobrażenie postu. Mam swój pomysł na post. Mam swoje zamierzenia, jak pościć, w jaki sposób dokonywać uczynków postu, aby mi zbytnio życia nie utrudniały.
A potem mam pretensje do Boga, że nie wejrzał, że nie uznał.
Sam sobie planuję czas i sposób postu. Najbardziej dogodny dla mnie.
I tak, jak z modlitwą, gdy „odmawiam paciorki”, tak z postem: gdy odmawiam sobie jedzenia mięsa jakby dzisiaj to mięso było najlepszym, luksusowym pożywieniem, którego się wyrzekam. Wyrzekam się np. słodyczy, które i tak więcej szkodzą mojemu zdrowiu, niż przyjemności przynoszą. Do tego jeszcze przybieram smutną minę, żeby pokazać, że mnie to tak wiele kosztuje. Jakże ja się umartwiam.
Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek umartwia? Czy zwieszanie głowy jak sitowie i użycie woru z popiołem za posłanie – czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu? (Iz 58, 1-9a)
Post jest czymś więcej, jest czymś innym. Przede wszystkim czas i sposób postu ustala Bóg. Jego zapytam, jak i kiedy pościć.
Przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć (Mt 9, 14-15)
Uczynki postu mają mnie naprawdę przemienić, mają odnowić i umocnić moją relację z Bogiem i ludźmi.
Prawdziwy post mnie wiele kosztuje, ale nie pieniędzy czy przyjemności, tylko czasu i wysiłku na służbę Bogu i ludziom.
Czyż nie jest raczej postem, który Ja wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, do domu wprowadzić biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. (Iz 58, 1-9a)